środa, 4 września 2013

36

Środa


Urodzinki mojej najwspanialszej Dżoany, którą kocham nad życie i dziękuje, że jest i ze mną wytrzymuje!

Dzień jakiś taki nijaki. Zaczęło się niby źle, bo od niemieckiego o 8 rano, ale w sumie nie było tragedii. Całą lekcję biegaliśmy po krzesłach, żeby pani zapamiętała nasze imiona. Było co najmniej śmiesznie. Reszta lekcji jakoś zleciała, bez większego szału. Poźniej poszłam do babci, z którą odbyłam poważną rozmowę, zjadłam najlepsze pierogi pod Słońcem i pojechałam do lekarza. Przeraził mnie widok młodszych ode mnie, młodych mam. Następnie odrobiłam ładnie zadanie z polskiego, spotkałam się z Anoreksją i jak wróciłam tak siedzę przed laptopem z ogromnym bólem pleców. Zdecydowanie potrzebuję masażu. Poza tym jestem w trakcie załatwiania sobie partnera na półmetek. Oby wszystko poszło zgodnie z moim planem! Tak bardzo bym chciała.  Chyba aktualnie jak niczego innego, naprawdę. Zaraz położę się do łóżka z Cierpieniami młodego Wertera i zasnę, żeby jutro na spokojnie wstać rano i pójść po Anoreksję.

wtorek, 3 września 2013

35

Poniedziałek i wtorek


Postanowiłam sobie wrócić do trybu dziennego i zacząć wpadać tutaj częściej niż zdarzało się to ostatnimi czasy. Zacznę od wczoraj.

Rozpoczęcie miałam na 9, zatem nie wyspałam się jakoś szczególnie, mimo, że nie poszłam spać późno. Na spokojnie się ubrałam i wyszłam z domu. Nierówne chodniki wydawały się być jeszcze bardziej krzywe niż zwykle, a nogi niewyobrażalnie ciężkie, ale udało mi się dotrzeć na czas. Oczywiście szczery uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy zobaczyłam moją najlepszą klasę pod słońcem (taki żarcik). Bez zbędnych rozmów weszłam do klasy, gdzie dosyć sprawnie potoczyła się teoretyczna część spotkania. Jako pierwsza wyszłam z sali i bez zastanowienia ruszyłam w kierunku domu, gdzie wróciłam do wakacyjnego stroju codziennego, położyłam się na kanapie pod kocem z laptopem na kolanach, Zagadkami Umysłu w tv i płatkami z miodem. Poleniuchowałam tak dłuższą chwilę, po czym przeniosłam się do siebie, bo wróciła mama. Jakoś wolę unikać kontaktu z nią. Wieczorem poszłyśmy sobie z Anoreksją na spacer do parku, na naszą idealnie zakamuflowaną miejscówę. Pogadałyśmy, zjadłyśmy musli i poszłyśmy dalej. Później nie miałam już na nic ochoty, więc wykąpałam się i przetransportowałam z laptopem do łóżka.

Dzisiejszy dzień jako pierwszy w szkole muszę dodać do udanych. Dostaliśmy najlepszych możliwych nauczycieli na rozszerzenie i przedmiot uzupełniający, grupy są w sam raz i przede wszystkim jest spokojniej niż wcześniej, kiedy na każdej lekcji było 32 osoby. Zostałam przewodniczącą klasy, co uważam za bzdurę i największą pomyłkę ostatnich dni. Po szkole poszłyśmy na gofry, a później spacerkiem do domu. Zgubiłam oczywiście parasol, a w zasadzie to zostawiłam na krześle, ale nieważne. Zaraz zrobię sobie herbatkę, przeczytam kolejny temat z historii i poczekam na info od Anoreksji, czy wpada na bułki w jajku. Poza tym oficjalnie zapominam o pierdach z wakacji. Ciągle.

niedziela, 1 września 2013

PODSUMOWANIE

Podsumowanie wakacji

Dżoana
Wczoraj leżąc w łóżku przyszło mi do głowy, żeby zrobić podsumowanie całych dwóch miesięcy obijania się. Myślę, że będzie dla mnie pomocne. Poukładam sobie wszystko w głowie, pewne sprawy zostaną zamknięte. Zaszufladkuję każdą drobnostkę, by móc zacząć nowy rok szkolny z czystym umysłem. Prawdę mówiąc, chyba sama się oszukuję. Nie jestem w stanie odciąć się od niektórych spraw, ale przynajmniej spróbuję. 

Początek wakacji był wyjątkowo spokojny. Większość czasu spędzałam regenerując siły w łóżku z herbatką i świetnym serialem. Pozostała część dnia była zajęta spotkaniami ze znajomymi, których nie było zbyt wiele. To był mój świadomy wybór. Potrzebowałam czasu, spokoju i samotności. Myślę, że miało to na mnie dobry wpływ. 
W ten sposób spędziłam dwa tygodnie. Najwspanialszą częścią wakacji był wyjazd do Kortowa. Jest to już prawie rytuał. Co wakacje jadę tam, aby nabrać sił i spędzić czas w najpiękniejszym miejscu w Polsce z najcudowniejszymi ludźmi i w najlepszej atmosferze. Może jest to typowy tekst osoby, która wróciła z fajnego obozu, ale wiem co mówię. Jeżdżę na obozy od najmłodszych lat, bywałam w różnych miejscach i NIGDZIE nie jest tak dobrze jak w Kortowie. W tym roku zawarłam szczególnie ciekawe znajomości. Najbardziej dumna jestem z mojej Dżoany, z którą szybko odnalazłyśmy wspólny język. Odkryłyśmy, że wiele nas łączy. Będę pielęgnować tę znajomość, aby przetrwała jak najdłużej, ponieważ wiem, że rzadko spotyka się takich ludzi w życiu. 
Kolejną wydawać by się mogło super znajomością, jaką nawiązałam, była znajomość z jednym z kadrowiczów. Nie spodziewałam się, że może to zajść aż tak daleko i może właśnie dlatego było to z góry spisane na porażkę. Niezdrowe są takie relacje. Teraz jestem tego świadoma, wcześniej nie byłam, dlatego wciąż się leczę z tego wybryku. Mam za to nauczkę na przyszłość. 1. ZAWSZE będę się słuchać wujka Matka. 2. NIGDY nie dam się wciągnąć w tego typu relację z osobą, która jest nade mną. Nieważne kto to będzie. Chociaż nie żałuję niczego, bo muszę przyznać, że czułam się w naprawdę dobrze i było mi przede wszystkim dobrze, poza tym wiem, że było to obustronne. Cóż, takie znajomości nie mają prawa bytu, tak musiało być i nie ma co drążyć. 
Po powrocie z Kortowa zaczęłam bardziej korzystać z wakacji. Wpadło kilka świetnych sesji, trochę zarobiłam. Odwiedziłam Dżoanę dwa razy, w tym raz zawitałam u niej na dłużej. Podczas tego wyjazdu miałam okazję być na domówce życia. Była naprawdę najlepsza. Poznałam mnóstwo świetnych osób, z którymi mam nadzieję będzie dane utrzymać mi kontakt. Spotkałam się również wtedy z jedną osobą, która lekko zawróciła mi w głowie. Pierwszy raz w życiu byłam w takiej sytuacji i podobało mi się. Żałuję, że oboje jesteśmy świadomi odległości i wszelkich utrudnień, które stoją nam na drodze. 



PODSUMOWANIE:
Wakacje zaliczam do jak najbardziej udanych. Wiele się nauczyłam, poznałam mnóstwo fantastycznych osób, dzięki którym wiem więcej również o sobie. Spełniłam się. Miałam okazję poznać wiele osób, z którymi będzie mi dane nawiązać współpracę jeszcze wiele razy. Zarobiłam pierwsze pieniądze pracując samodzielnie poza miastem. Mam nauczkę na przyszłość i wierzę, że nie popełnię więcej tych samych błędów.

czwartek, 1 sierpnia 2013

32

Zdecydowanie gorsze dni za mną jak i przede mną. Dużo spraw do pozałatwiania, wielu ludzi do ogarniania. Kolejną noc spędzam u babci, już niestety nie w pełnym gronie rodziny. Można powiedzieć, że było to jedynie kwestią czasu, mimo wszystko wydarzyło się niespodziewanie i za wcześnie. Chociaż zawsze dla rodziny takie wydarzenia będą ZA WCZEŚNIE. Zawsze będzie jakieś "ale" i milion myśli co jeszcze mogło się zrobić. Siłą rzeczy czasu się już nie cofnie, a co się stało to się nie odstanie, zatem zostają tylko wspomnienia i godne uczczenie pamięci. 

Nie mam ochoty na nic. Próbuję się twardo trzymać, ponieważ wiem, że potrzebuje tego moja babcia i w mniejszym stopniu ja. Jeszcze z moimi problemami z okazywaniem emocji i uczuć, które momentami ułatwiają mi zadanie, wiem, że pewnego razu nie wytrzymam i coś we mnie pęknie, a wtedy przez długi czas nie będę w stanie zebrać myśli i samej siebie, by normalnie funkcjonować. Jestem niezmiernie wdzięczna za wsparcie jakie mam w ważnych dla mnie osobach. Wiem, że mogę na nich liczyć i pomogą mi. Cieszę się, ze mam kogoś takiego. Żałuję jedynie, że nie na tyle blisko, jakbym tego chciała. Nie można mieć wszystkiego, dlatego wystarcza mi to, co mam. 
moje kochanie, które mnie wspiera i pomaga i jest ze mną,
kiedy tego potrzebuję.


niedziela, 28 lipca 2013

31

Jestem po obozie. Jeszcze nawet nie zdążyłam się do końca rozpakować, a co dopiero poukładać sobie wszystkiego w głowie. Muszę przyznać, że było to fantastyczne 10 dni, które na pewno będą miały wpływ na moje dalsze życie, rozumowanie i postrzeganie świata. Ludzie, których poznałam zmienili mnie. Wnieśli coś do mojego małego świata. Zauważyłam, że każdy krótszy bądź dłuższy wyjazd zmieniają coś we mnie. Przełamują pewne bariery, które wytworzyły się z różnych względów. Dla niektórych jest to tylko, a dla innych aż 10 dni. Dla mnie było to zdecydowanie za mało, ale wystarczająco, by zdążyć się namyśleć, odpocząć i nabrać energii.
jedno z piątkowych zdjęć
Dużo różnych sytuacji miało tam miejsce. Olsztyn, a dokładniej samo Kortowo jest dla mnie szczególnym miejscem już od paru lat. Lubię tam wracać, wręcz czuję taką potrzebę. Jest tam kilka zakamarków, o których możliwe, że wiem tylko ja, do których przychodzę w trudniejszych chwilach. Tak samo było tym razem. Są to miejsca odosobnione, głęboko w lesie przy jeziorku, gdzie jedynymi śladami istnienia życia, są małe ślady nóżek ptaszków. Tym bardziej uwielbiam tam przebywać, bo wiem, że jestem tam zupełnie sama i nikt mnie nie znajdzie. Każdy chyba potrzebuje takich miejsc. Swoich małych azylów.
Liczę, że niektóre z zawartych tam znajomości przetrwają bardzo długo. Będę je pielęgnować i starać się, by wszystko było w porządku. Poszczególne są dla mnie wyjątkowe, ważne.

Po obozie, zaraz w piątek miałam sesję w Rybniku, która ku mojemu zaskoczeniu, mimo zmęczenia i wyczerpania, wyszła jak najbardziej na plus. Jestem niezwykle zadowolona i muszę przyznać, że z sesji na sesję idzie mi coraz lepiej.

czwartek, 11 lipca 2013

30.

Minęło kilka dni od ostatniego wpisu, ale przynajmniej jest o czym pisać. Jak wspominałam poprzednio, początek wakacji był dosyć spokojny. Nie chciałam. Nie miałam ochoty. Mam jakieś gorsze, ciche dni. Od blisko miesiąca. Prawdę mówiąc niewiele się zmieniło. Są tylko plany i wielkie odliczanie do wyjazdu. Naprawdę potrzebuję spędzenia kilku dni z dala od tego wszystkiego. Ostatnio coraz częściej mam takie momenty słabości, w których jedynym ratunkiem jest opuszczenie tego strasznego i przytłaczającego miejsca, które bynajmniej nie pomaga w jakiejkolwiek regeneracji czy też chwili wytchnienia.
kolejne spontanowe niedzielne stare
czerwcowe
Każdy dzień w tym tygodniu był taki sam. Spanie do 11, śniadanie, tv, odwiedziny babci i dziadka, powrót do domu, tv, problemy z zaśnięciem, aż w końcu w okolicach godziny 3 w nocy udaje mi się zasnąć. Taki plan dnia wbrew pozorom jest wyjątkowo męczący. Najgorsze są wieczory, podczas których same z siebie przychodzą różne myśli. Coś jak podsumowanie dnia. Trudno jest to przejść bez uronienia łzy. Szczególnie, kiedy każdego dnia obserwuje się stratę jednej z najbliższych osób. Pisałam już o tym, więc nie ma powodu, aby się powtarzać. Atrakcją tego tygodnia był piknik z Ewą, który byłby idealny, gdyby nie komary i inne robactwa. Dzisiaj zakupy przedobozowe. Kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy i mam z głowy już wszystko, ponieważ wstępną selekcję przed pakowaniem zrobiłam na początku tygodnia. Także teraz wypchana walizka czeka jedynie na kosmetyczkę. Na jutro zaplanowane są zdjęcia. Po raz pierwszy nie cieszy mnie to. Jest mi to obojętne, a momentami nie chce mi się po prostu. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i zdjęcia wyjdą wspaniałe - mimo wszystko.

niedziela, 7 lipca 2013

29.

Po prawie miesięcznej przerwie dodaję wpis. Jak łatwo się można domyślić tak jak prowadzenie dziennika, tak samo wygląda sprawa reszty moich postanowień. Chociaż nie wszystkich. Z dumą muszę przyznać, że te najtrudniejsze idą mi najlepiej. Ograniczam tak bardzo kontakty, że przez cały pierwszy tydzień wakacji nie widziałam się z nikim. No, oprócz klasowego ogniska w poniedziałek. Cały, calusieńki tydzień, który w normalnych okolicznościach spędziłabym na piciu, wieczornych wyjściach i dzikich szaleństwach, spędziłam kulturalnie na działce z babcią. W efekcie ani milimetr mojego ciała nie jest nienaruszony przez komary i inne dziwne gryzące robactwa. Namęczyłam się chyba za cały rok. Kopiąc, plewiąc, podlewając, kosząc, chodząc po drzewach i zabijając ślimaki. Aż boli mnie krzyż. Nie przypuszczałam, że dowiem się jak to jest w tak młodym wieku. Czy jestem z siebie dumna? Nie mam pojęcia. Czuję się rozdarta. Z jednej strony cieszę się, że trwam w postanowieniu już tak długi czas, a z drugiej...szkoda mi trochę tego czasu i znajomości. Wmawiam sobie, że to dla mojego dobra. Nie przyzwyczajamy się, nie przywiązujemy. 
a to tam takie czerwcowe

Babcia upiekła jakiś chlebek watykański. Kazała mi go zjeść i pomyśleć życzenie. Nie wiem o co chodzi, ale brzmi groźnie. Będę musiała poczytać o tym trochę. Poza tym obejrzałam tak wiele filmów w ciągu ostatnich dwóch tygodni, że powinni mi za to płacić. Przynajmniej mam świetnego doradce i nie żałuję, że poświęciłam tyle czasu na siedzenie przed ekranikiem.